7 Sty 2024
Podsumowanie roku 2023 - KedzarZacznę może nieskromnie, ale chciałbym się pochwalić (albo pożalić, zależy jak się na to spojrzy), że w zeszłym roku przeszedłem całe 67 gier. Daje to średnio w zaokrągleniu 5 gier na miesiąc. Zapytacie - „skąd miałeś na to tyle czasu?’’, a ja odpowiem - „siedziałem w domu i grałem’’. Tak też uzbierał się całkiem pokaźny stosik, z którego trzeba było coś wybrać. jakbu, pazur i Oskier napisali o najlepszych gierkach, w jakie zagrali na przestrzeni tego roku. Dlatego zdecydowałem się, by pójść nieco innym nurtem i wybrałem te, które zapadły mi w pamięć, oraz były „najciekawsze’’, czy też „najdziwniejsze’’.
Zanim jednak przejdziemy do mojej listy dziwolągów, to uznałem również, że warto będzie wspomnieć o grach, których dotknąłem, ograłem i ukończyłem w minionym roku, a zostały już przedstawione na łamach hehorki (memorki.pl - przyp. red.). Jest to, można powiedzieć, special mention, bo nie pasowały mi do listy, którą stworzyłem, aczkolwiek są godne polecenia, a nawet przeczytania o nich.
Pierwszym wspominkiem będzie „Nier: Automata’’.
To była gra, którą tak naprawdę zacząłem ten rok i oh boy, nastawiło mnie to naprawdę pozytywnie wobec nadchodzących miesięcy. Jeżeli coś może definiować gamedev to podejrzewam, że seria „Nier’’ byłaby jedną z kandydatek. Tego, co Yoko Taro potrafi wykreować fabularnie i powiązać z unikalnymi mechanikami w samej produkcji, nie powstydziłby się dosłownie nikt. Na początku gra mnie odstraszała swoją obszernością i zapewnieniem powtarzalności. Jednak gdy już faktycznie usiadłem do tego majstersztyku, to nie za bardzo potrafiłem się oderwać, a dopiero przeszedłem pierwszego tutorialowego bossa - serio. Potem było już z górki i był to niezły rollercoaster, emocjonalny i gameplayowy.
Drugi wspominek to „428 Shibuya Scramble’’.
Wreszcie sam się za to zabrałem. jakbu już przez dłuższy czas opiewał tę grę jako jedną z najlepszych na rynku, więc się skusiłem - poza tym mu obiecałem, że kiedyś ogram. Tak jak z przymrużeniem oka patrzyłem na jego zapewnienia, że jest to super produkcja - bo przecież jakim cudem gra polegająca na czytaniu i klikaniu dosłownie jednego przycisku by przejść dalej mogłaby zajmować takie prestiżowe miejsce. Nie mogłem się bardziej mylić. Intryga, różne style literackie, ciekawe postacie, historia opowiadana z kilku różnych perspektyw naraz — „and wait, there’s more!’’ - Poszczególne części fabuły u jednej ze stron wpływające na rozwiązania u innych? Mnóstwo BAD END’ów do kolekcjonowania? Sporo achievementów? Ukryte scenariusze? Tak. Dosłownie, to wszystko znajduje się w tej, z pozoru prostej i niewymagającej wiele od gracza, grze. Świetna przygoda, warto ją przeżyć - jeśli akurat mamy cierpliwość do czytania przez kilkadziesiąt godzin.
Trzecie wspomnienie należy do „Paradise Killer’’.
Tutaj będzie nieco krócej, bo w podlinkowanym artykule poczyniłem „Wrzutkę’’ i tam się bardziej rozpisałem odnośnie tejże produkcji. Niemniej jednak napomknę o niej, bo gra jest naprawdę pozytywnym zaskoczeniem. Cały vibe oraz sam pomysł na rozgrywkę mógłby spokojnie nadać się do stworzonej niżej listy. Lubisz biegać, skakać i pomykać po przestrzeni 3D w sposób pogranicznie regulaminowy? Lubisz zagadki i ciekawe fabuły? Lubisz zbierać znajdźki i dostawać się do nich w przeróżny sposób? Jeśli na powyższe pytania odpowiedź brzmi „tak”, „może’’, „no nawet’’, „chyba tak’’ etc., to polecam zapoznać się z tekścikiem na hehorce (to już się robi nudne - przyp. red.) (autor tekstu samemu wstawia przypisy! – jakbu), a także rozważeniem kupna i ogrania własnoręcznie.
Tak oto zręcznie przechodzimy do całego clou tego felietonu. Albowiem jest to czas na wyżej wspomnianą listę dziwolągów, czyli gier, które przeszedłem w ostatnim roku i uznałem za naprawdę ciekawe, bądź dziwne. Czy jest to słuszna lista? Trudno powiedzieć, wybór łatwy na pewno nie był, ale starałem się faktycznie wyłonić kilku kandydatów, którzy zapadli mi w pamięć swoją nietuzinkowością.
„Hypnospace Outlaw’’
Gra bardzo specyficzna, niby prosty symulator, a jednak dostarcza sporo rozrywki samym szperaniem po wymyślonych na potrzeby gry, stronach internetowych z lat okołodziewięćdziesiątych. Wcielamy się w rolę internetowej „bagiety’’ (policjanta - przyp. red.), a naszym zadaniem jest oznaczanie, usuwanie i w ostateczności banowanie osób odpowiedzialnych za poszczególne wykroczenia. Dostajemy wykaz reguł, do których każdy tamtejszy internauta powinien się dostosować i tropimy niesfornych netizenów przeczesując cudne, krzykliwe i zmyślne stronki wyglądające czasami jak z podręcznika „Moja Pierwsza Strona Internetowa’’. Wszędzie mienią się różne kolory i obrazki, font bije po oczach swoim nieokrzesaniem, a proste gify tylko wprowadzają kolejną warstwę chaosu. Na początku może wydawać się to zbyt szczegółowe, zbyt obszerne i męczące. Jednakże w pewnym momencie zaczynamy odróżniać autorów stron, grupy społeczne i wszelkiego rodzaju relacje zachodzące między nimi. Jest to można powiedzieć skok w króliczą norę, z którego koniec końców wychodzimy zaskoczeni całością fabularną i zakończeniem — do którego bezpośrednio, ale i nieświadomie, przyłożyliśmy własne ręce.
Sidenote: Ostatnio z tego samego uniwersum wyszedł boomer-shooter „Slayers X: Terminal Aftermath: Vengance of the Slayer’’— gra stylizowana na twórczość jednego z netizenów tworzących stronki również w „Hypnospace Outlaw’’ — za którego ogranie pewnie wezmę się w tym roku, zwłaszcza że zdobywa naprawdę pozytywne opinie.
„The Case of the Golden Idol’’
Ten zakup dedykuję mojemu poszukiwaniu rzeczy intrygujących, o specyficznej szacie graficznej. Dodatkowo widząc, że całość opiera się na detektywistycznym układaniu rozsypanych kawałeczków w całość, nie mogłem się jej oprzeć. Skutek? Jest to jedna z moich ulubionych gier, do której niezwłocznie kupiłem każde wypuszczone DLC, zawierające kolejne akty przygody, a zarazem sprawy do rozwiązania. Gra jest dość łatwa w obsłudze, to znowu point’n’click, gdzie klikamy na obrazki i w ten sposób zbieramy słowa. Wyrazy układamy potem w logiczną całość w wyszczególnionych miejscach, tak by odtworzyć przebieg wydarzeń. Z każdym kolejny aktem, sprawą i sytuacją, wyjawia nam się krystalicznie czysty obraz tego, co zaszło i jak to jest powiązane z tytułową Złotą Statuetką. Intryga, charakterystyczne postacie, świetna grafika i sama możliwość odkrywania krok po kroku przeszłości, sprawia, że minuty zamieniają się w godziny i nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy. Jest to dla mnie pozycja obowiązkowa do polecenia oraz leży wysoko w hierarchii gier, jakie poznałem.
Sidenote: W tym roku ci sami producenci mają wydać kolejną część tejże przygody, sequel dziejący się kilka wieków później, w latach ‘70 — „The Rise of the Golden Idol’’ — której zapowiedź pojawiła się na jednej z gal około-growych pod koniec ubiegłego roku. Nie muszę ukrywać, że czekam z niecierpliwością.
„Four Last Things’’ oraz „The Procession to Calvary’’
Zdecydowałem się umieścić dwie gry w jednej pozycji, ponieważ są to twory jednej i tej samej osoby. Jest nią Joe Richardson, który własnoręcznie wykreował jedne z bardziej rozpoznawalnych gier, w jakie przyszło mi grać. Zapewne kojarzycie różnego rodzaju piękne obrazy, namalowane farbami olejnymi i nie tylko, które zdobią wszelkiego rodzaju muzea czy prywatne kolekcje znawców sztuki. Teraz wyobraźcie sobie, że znajdujące się na nich postacie zaczynają się poruszać, mówić i razem z innymi różnorodnymi dziełami tworzą spójny świat. Tak właśnie wyglądają te gry. To również gatunek point’n’click i to jeszcze w tej najprostszej wersji — czyli jedynie używanie ekwipunku oraz kilku możliwości interakcji z hotspotami lub NPC-tami. Niemniej jednak całokształt oraz sam pomysł wykorzystania sztuki renesansowej jako podłoża do stworzenia irracjonalnej, pełnej zwrotów akcji i komediowych momentów gry, zasługuje na owacje i to na stojąco. Naprawdę dobrze się bawiłem grając, nawet parę razy się zaśmiałem, a to najlepszy znak jakości humoru.
Sidenote: Joe Richardson tworzy i możliwe, że niedługo wyda na świat kolejną, trzecią i prawdopodobnie ostatnią grę z tej serii, która będzie się zwała „Death of the Reprobate’’. Warto mieć ją na oku, jeśli komuś spodobają się dwie poprzednie, a wierzcie mi — nie zaszkodzi dać im szansy, zwłaszcza że są naprawdę krótkie i treściwe.
„Who’s Lila?’’
Jest to chyba najdziwniejsza z propozycji, jakie tutaj zamieściłem. Sam fakt, że większość interakcji w grze odbywa się za pomocą kilku ekspresji na twarzy, powinien wskazać w jakim kierunku idzie ta gra. Naszą główną metodą porozumiewania się z postaciami jest ustawianie brwi, policzków i ust naszej postaci, tak by wyrażały konkretne emocje. W zależności od tego, jaką reakcję wybierzemy, możemy otrzymać różne efekty. To nie wszystko — im dłużej gramy, tym bardziej zagłębiamy się w naprawdę odrealnioną, przepełnioną dziwnymi sytuacjami psychodeliczną, ciężką fabułę. Oryginalna, minimalistyczna oprawa graficzna, gdzie połączono pixel-art ze stereoskopowym otoczeniem i modelami 3D, daje efekt surrealizmu, który świetnie komponuje się z dziwnością tej historii. Tym samym zdejmuje z gracza nadmierne poczucie prawdziwości wydarzeń, które mogłyby go przytłoczyć. Jest to też jedna z niewielu produkcji, które określiłbym mianem metagame. A rozumiem to tak — może zdarzyć się moment, w którym zostaniemy wysłani do przeszukania internetu i odnalezienia strony, gdzie pojawia się wzmianka na temat gry oraz opis dotyczących jej rytuałów. I w ten sposób finalnie poszerzamy swoją wiedzę na temat samego świata przedstawionego. Ciężko się wbijało wszystkie achievementy, ale było to naprawdę solidne doświadczenie.
Na pewno znalazłbym jeszcze kilku kandydatów, którzy mogliby znaleźć się na tej liście, ale podejrzewam, że im dłuższa by ona była, tym mniej osób w ogóle dotrwałoby do jej końca. Zatem na tym myślę się zatrzymać, a w tym nowym roku przechodzić kolejne ciekawe pozycje. Chociaż patrząc na swój backlog zauważyłem, że zostawiłem sobie sporo „gęstego’’ i nie będą to gry ani łatwe, ani krótkie. Więc dziękuję każdemu, kto dotrwał do końca tego artykułu. A jeśli ktoś stwierdzi, że da szansę choć jednej z opisanych gier, to może być pewny, że będę wręcz dumny. Natomiast ja wracam do swojego pokoju, siadam przed komputerem i odpalam kolejne, zalegające na liście „do przejścia’’ gry, adios!