14 Mar 2021
Skrzyżowanie z zagmatwaniem428: Shibuya Scramble
428 〜封鎖された渋谷で〜
Setki lat izolacji Japonii od reszty świata spowodowały, że ten kraj zawsze szedł swoją własną drogą. Nierzadko zapożyczali coś z obcej kultury, by potem to przerobić na swój własny sposób a potem ewentualnie zostać mistrzem w danej dziedzinie. Tak też Japończycy zrobili z komputerami osobistymi, które w Japonii pozostały maszynami głównie do pracy, natomiast zdecydowana większość gier była obecna na konsolach, bądź telefonach. Były jednak produkcje, które nie trafiały na te urządzenia, mianowicie tworzone przez hobbystów gry erotyczne oraz tekstowe przygodówki z dużą ilością grafik, zwane visual novel, które swoją drogą również często i gęsto zawierały niecenzuralne grafiki. Oczywiście, z biegiem czasu sytuacja ta rozwinęła się i „grzeczniejsze” produkcje zaczęły pojawiać się na konsolach do gier, szczególnie w czasach pierwszych sprzętów z napędem CD, dzięki któremu można było pomieścić setki czy tysiące niezbędnych dla historii kadrów, później przenosząc się na przenośne konsole takie jak Nintendo DS czy PlayStation Vita. Niestety, przez lata nie dane nam było zasmakować tych tytułów, gdyż niewiele z nich było lokalizowanych na rynek zachodni. Owszem, poza granicami Japonii czasem pojawiały się takowe produkcje, lecz zazwyczaj były to eroge, czyli produkcje erotyczne. Gra, którą dziś weźmiemy na tapet również była produkcją na wyłączność, gdyż pierwotnie ukazała się w 2008 roku na konsolę Nintendo Wii jedynie w Japonii. Zgarnęła tam perfekcyjną ocenę 40 punktów na 40 w magazynie Famitsu. Nam dane było czekać dziesięć kolejnych lat na doświadczenie tego fenomenu na własnej skórze. Zwie się on 428: Shibuya Scramble… i rzeczywiście jest jedną z najlepszych gier w jakie grałem w swoim życiu.
428: Shibuya Scramble opowiada historię piątki bohaterów, których życie przeplata się na ulicach tokijskiej Shibui, gdzie znajduje się tytułowe Shibuya Scramble, czyli jedno z najbardziej ruchliwych przejść dla pieszych na świecie. Akcja zawiązuje się przed stacją metra, obok słynnego pomnika najwierniejszego psa, Hachiko, gdzie nastąpić ma przekazanie okupu porywaczom Marii Ozawy przez jej siostrę, Hitomi. Jedną z cech wyróżniającą ten tytuł spośród setek innych visual novel jest fakt, iż w każdego z piątki protagonistów możemy się wcielić. Chociaż początkowo mamy dostęp jedynie do policjanta odpowiedzialnego za akcję przekazania okupu, Shinjego Kano, oraz przypadkowego przechodnia, mającego hopla na punkcie ekologii, Achiego Endo, to dość szybko odblokowujemy następne trzy postacie: Kenjiego Osawę, ojca porwanej oraz znanego japońskiego wirusologa; Minoru Minorikawę, ekscentrycznego dziennikarza, który ma problem z trzymaniem swoich nerwów na wodzy; oraz Tamę, cierpiącą na amnezję tajemniczą kobietę, która utknęła w kostiumie kota podczas reklamowania nowego specyfiku na odchudzanie. Tak, cała ta mieszanka brzmi tak irracjonalnie, że może wydawać się, że totalnie robię sobie jaja z was, lecz uwierzcie mi, naprawdę tak prezentuje się nasz wachlarz głównych bohaterów… nie mówiąc o dziesiątkach niemniej zakręconych postaciach pobocznych. Stety lub niestety, nie będę w tej recenzji zajmował się przedstawieniem głównego wątku fabuły, gdyż wolałbym, gdybyście sami doświadczyli jej na własnej skórze. Jednak są pościgi, są wybuchy, a także sceny miłosne, polityczne intrygi związane z bronią biologiczną, poważny handel szemranym towarem czy ckliwe fragmenty związane z bardziej przyziemnymi problemami od ataków terrorystycznych. W tej grze jest dosłownie wszystko. Łącznie z toną nawiązań do serialu Miasteczko Twin Peaks.
Wspomniałem wcześniej w tekście o fakcie kierowania aż piątką protagonistów równocześnie - jak jednak to się odbywa? Mechanika działania tego systemu jest dziecinnie prosta, lecz moim zdaniem… zaskakująco rewolucyjna. Gra podzielona jest na dziesięć godzinnych segmentów i historia nie ruszy do przodu dopóki każdym z bohaterów nie ukończymy 60-minutowego fragmentu. W dowolnym momencie rozgrywki możemy otworzyć menu postaci i przeskoczyć na inną. Dodatkowo, możemy wybrać na linii czasowej sytuację, która odbyła się wcześniej i do niej wrócić, by zmienić swoje wybory, a przez to zmienić bieg przyszłości. Rozwiązanie to eliminuje konieczność robienia setek zapisów gry przy każdym z wyborów, co jest często utrapieniem innych visual novel. Jak można się domyśleć, wybory jednej postaci wpływają na historie reszty wesołej gromadki, przez co nierzadko musimy cofać się w czasie, by pchnąć historię do przodu i przestać oglądać jedno z osiemdziesięciu pięciu złych (zabawnych, makabrycznych, bądź przykrych) zakończeń czy ekranów z policyjnymi taśmami oznaczonymi tekstem KEEP OUT. KEEP OUT to kolejna mechanika w tej grze, która pozwala nam odblokować postęp poprzez znajdowanie nawiązań do innych postaci w swojej rozgrywce. Otóż niektóre słowa, zwroty, bądź nazwy w tekście są zaznaczone innym kolorem - niebieskie to takie didaskalia, zawierające dodatkowe wyjaśnienia do historii czy definicje, oraz czerwone, które są tzw. JUMPami do innych postaci. Zazwyczaj są to ich imiona, bądź opisy jakiejś charakterystycznej cechy danej osoby. Znajdując takie nawiązania możemy zerwać żółto-czarną taśmę i przeskoczyć do danego fragmentu czasowego kolejnego protagonisty, by kontynuować jego wcześniej nieosiągalną historię.
Japończycy jednak słyną z dużej ilości dodatkowej zawartości w grach, co możemy przykładowo uświadczyć w serii Yakuza. Tutaj nie jest inaczej, gdyż twórcy poukrywali dodatkowe opowiastki z życia bohaterów pobocznych - wybierając ścieżki w określonej kolejności pojawi się nam na ekranie jedna z maskotek gry z doczepionym zwojem, na którym znajdziemy tajną kombinację znaków do wklepania. Niestety nie zawierają one żadnych ilustracji, a jedynie sam tekst. Przez całą rozgrywkę znalazłem aż dwa takie smaczki, a jest ich ponad dwadzieścia do odblokowania. Po przejściu gry dostajemy również dostęp do quizu z nagrodami - za odpowiedzenie na każde z 11 pytań, dostaniemy po jednej dodatkowej historii. Twórcy jednak nie byliby sobą, gdyby tego nie było więcej - w grze jeszcze jest jedyne słuszne zakończenie, kilka ukrytych zakończeń opartych o poboczne ścieżki oraz dwa pełnoprawne epizody, w których główne skrzypce grają postaci drugoplanowe. W przeciwieństwie do opowiastek opierają się one o zdjęcia oraz ilustracje, przedłużając rozgrywkę o kolejne kilka godzin zabawy.
428: Shibuya Scramble to dla mnie niedościgniony wzór przygodówek tekstowych - pełna tajemnic historia trzymająca w napięciu, wspaniale napisane postacie, zaskakujące zwroty akcji, przyjemny soundtrack oraz kilka tysięcy kadrów z tokijskiej Shibui - a wszystko to spięte świetnie skonstruowanymi mechanikami. Owszem, ta gra mogłaby być równie dobrze długaśną powieścią paragrafową, lecz sądzę, że medium gier to przyszłość, jeżeli chodzi o ten rodzaj rozrywki. Czy warto w nią zagrać? Zdecydowanie nie jest to produkcja dla wszystkich. Jeżeli nie odrzuca Ciebie duża ilość tekstu czy mnogość absurdalnych sytuacji wynikających z typowo japońskiego humoru - łap się za ten tytuł i nie puszczaj, dopóki go nie skończysz. Ta gra jest fenomenalna.