18 Mar 2018
Virginia - filmowa graVirginia
Virginia to pierwszoosobowa gra. Virginia to film, a właściwie thriller. Virginia to produkcja, którą ciężko jednoznacznie określić. Najbliżej jej do „symulatora chodzenia”, ot poruszasz się po świecie, a historia sama się pcha do przodu. No prawie. Wcielasz się w rolę Anne Tarver, agentki FBI, która równocześnie prowadzi śledztwo w sprawie zaginięcia młodego chłopaka, Lucasa Fairfaxa, oraz sprawdza swoją partnerkę, Marię Halperin, na prośbę dyrektora biura. Wydaje się sztampą, lecz w dalszych fragmentach rozgrywki scenarzyści zaszaleli. Więcej fabuły wam niestety nie mogę zdradzić, gdyż mija się to z założeniami gry.
W Virginii Twój wpływ na to co dzieje się na ekranie ogranicza się do chodzenia oraz klikania na niektóre obiekty występujące w lokacjach w grze. Tytuł więc jest liniowy, lecz niektóre drobne sceny mogą zostać pominięte na skutek przeoczenia gracza. Czy jest to dobre rozwiązanie? Moim zdaniem wpływa na istotny dla gry realizm i przyziemność, więc jeśli nie jesteś fanem lizania ścian lub nie należysz do ciekawskich ludzi, raczej ten tytuł do Ciebie nie trafi. O, nie można zapomnieć o drobnych znajdźkach porozrzucanych po poziomach – czy to ptasich piórach czy rosnących kwiatach. Symbolika w tej grze jest bardzo ważna, lecz często kompletnie niezrozumiała. Może za mało się w to wkręciłem? Na pewno ta gra jest bardzo wymagająca pod względem intelektualnym, bez zagłębiania się w to co się dzieje na ekranie i analizie ciężko w ogóle dość do jakiegokolwiek wniosku. Chyba, że zadowala Ciebie sam pokaz scen przedstawiony na ekranie. Ale fabuła tutaj nie jest łatwo przyswajalna, polecałbym zagrać ją z drugą osobą obok, by móc potem przedyskutować co tutaj naprawdę się odpierdoliło. Bo do analizy jest wiele, poza takimi kwestiami jak etyka w miejscu pracy, istota sumienia i moralności, nienawiść do pracowników społecznych czy małomiasteczkowość spotkamy się z zjawiskami nadprzyrodzonymi, okultyzmem, zażywaniem narkotyków czy po prostu przyjaźnią. Mieszanka dosyć wybuchowa i niespodziewana w większości gier w jakie grałem. W pewnym momencie fabuła zaczyna być tak pokręcona, że nie możemy stwierdzić które rzeczy z tych na ekranie dzieją się naprawdę, a które są jedynie wyobrażeniami głównej bohaterki. Dla jednych może być to odrzucające, dla drugich coś czego dawno poszukiwali w grach. Twór ten, zgodnie z założeniami autorów ma zmusić gracza (widza?) do przemyśleń – porównałbym to do filmów Davida Lyncha (to ten od Mulholland Drive, ten od Siedem to David Fincher, kolego). Osobiście, musiałem przespać się z tematem oraz poczytać opinie innych osób by jakkolwiek odnieść się do tego dzieła. I szczerze mówiąc, dalej nie mam jednoznacznej opinii o tym szpilu. Mam wrażenie, że cały ładunek „problematyki” został zepchnięty na drugi plan, podczas gdy pierwszy objęła kwestia artystyczna. I cóż, skoro taki był zamysł twórców – ich sprawa, lecz uważam że pasuje to tutaj jak pięść do nosa. Tak, można łamać konwenanse gatunkowe i nie jest to nic złego, ba, nawet w ostatnich latach jestem wielkim fanem takiego zachowania. Natomiast, w Virginii coś nie do końca zagrało.
Co do strony technicznej, całość jest pociągnięta stylem malarsko/cel-shadingowym i utrzymana w klimacie lekkiego noir – i to bardzo ładnie wkomponowuje się w opowieść, którą chcą nam przekazać twórcy ze studia Variable State. Z hiper-realistyczną grafiką gra ta byłaby po prostu zbyt przygnębiająca, a w aktualnej jej formie możemy poczuć dystans do tego co widzimy. Lepiej to również współgra z realizmem magicznym. Światło również odgrywa ogromną rolę, głównie ze względu na to, iż przez większość czasu akcja dzieje się wieczorową porą lub w ciemnych pomieszczeniach. Żeby nie było, słoneczne lokacje również występują w tym tytule i wyglądają obłędnie.
Za muzykę odpowiedzialny jest niejaki Lyndon Holland, a zagrana została ona przez Praską Orkiestrę Symfoniczną – tutaj również nie ma na co narzekać, aczkolwiek żaden z utworów nie zapadł mi w pamięć. Po prostu wszystko trzyma się kupy. I to w sumie tyle, a może aż tyle? Spójność jest bardzo istotną rzeczą, pozwalającą zagłębić się w opowieść bez przerywania. Utwory muzycznie dobrze oddają klimat i emocje odgrywanych scen, a to jest najważniejsze, bowiem nie każda gra musi mieć swój charakterystyczny dźwięk. Może to jest ta kontynuacja „sztampy”, o której wspomniałem we wstępie? Poruszane są takie kwestie jak etyka w miejscu pracy, sumienie, nienawiść do pracowników społecznych czy małomiasteczkowość ale przy zmieszaniu tego z wydarzeniami fantastycznymi czy oniryzmem.
Czy polecam tę grę? Tak. Uważam, że każdy powinien zagrać w tę grę, by wystawić jej własną notę oraz przeżyć to niepowtarzalne doświadczenie. Nie widzę tutaj sensu wystawiać oceny jedynie za stronę techniczną gry, gdyż fabuła w dużej mierze została stworzona do własnych przemyśleń, interpretacji osobistej. Czy poruszy Tobą? Tak. Nie. Być może. Skąd mam wiedzieć kim jesteś? Może jesteś kapusiem, który donosi na swoich współpracowników, by zwyciężyć w wyścigu szczurów? A może pastorem lubiącym się dobrze zabawić?