14 Maj 2023

Teraźniejszy retrofuturyzm

The Silver Case

Do Goichiego Sudy mam dość specyficzny stosunek. Z jednej strony śledzę jego produkcje już od samych zapowiedzi, co bardzo rzadko mi się zdarza w ostatnich czasach, jednak prawie nigdy nie gram w jego gry. Pamiętam swoją ekscytację czytając pierwsze wiadomości o Lollipop Chainsaw czy Shadows of the Damned. Tak właściwie to jedynie przeszedłem Flower, Sun and Rain, które mi się wręcz nie podobało (o czym przeczytacie na memorce tutaj) oraz liznąłem co nieco No More Heroes, którego nigdy nie ukończyłem, sprzedawszy swoje pierwsze Wii zakupione na wakacjach w Stanach Zjednoczonych. Nawet nie pamiętam co było powodem sprzedaży, na dłuższą metę chyba nawet odrobinę żałuję, gdyż amerykańska wersja pozycji Sudy nie była ocenzurowana w stosunku do europejskiej. Powoli zbieram się jednak do jego twórczości, wyszukując pozycje na portalach aukcyjnych i ogłoszeniowych, czy przeczesując promocje w sklepach. I właśnie na jednej z takich wyprzedaży dorwałem The Silver Case, czyli „odnowione”, przetłumaczone na angielski wydanie Shiruba Jiken z pierwszego PlayStation, które było pierwszą grą Japończyka stworzoną już „na swoim”, tj. pod banderą Grasshopper Manufacture.

The Silver Case - idolka Sayaka Baian

The Silver Case to dość specyficzna pozycja, skromnie mówiąc. Właściwie jest to powieść wizualna z drobnymi aspektami przygodówki, gdyż znajdziemy w niej kapkę lokacji, po których możemy się poruszać, jednakże raczej nazwałbym te segmenty jedynie jednym z mediów, przez które przekazywana jest opowieść. Opowieść przedstawiana jest jako dwa segmenty, a właściwie perspektywy: policyjną oraz cywilną. W policyjnej, czyli Transmitter, wcielamy się w samego siebie, początkującego detektywa z sekcji czynów haniebnych, a zarazem byłego agenta sił specjalnych, natomiast w cywilnej, to jest Placebo wchodzimy w buty byłego dziennikarza śledczego o imieniu Tokio Morishima. Sekcje te możemy sobie dowolnie przeplatać, osobiście sugeruję, by grać je na przemian. Akcja dzieje się w dwudziestym czwartym okręgu stolicy Japonii, Tokio, gdzie wydarza się seria morderstw dokonanych przez niejakiego Kamui Ueharę, który wsławił się tytułowym Silver Case, morderstwem wysoko postawionych urzędników trzydzieści lat wcześniej. Znaki na niebie wskazują, iż udało mu się uciec ze szpitala psychiatrycznego niczym Joker z Arkham Asylum, a naszym celem jest go w pewien sposób schwytać. Tak prezentuje się główny wątek w grze, który jest pełen nieoczywistych zwrotów akcji. Morderstwa z zimną krwią, zaangażowanie rządu czy eksperymenty na ludziach. Więcej nie ma sensu go zdradzać – jeżeli was zaintryguje tytuł po przeczytaniu recenzji, to sami sięgniecie po niego, by poznać rozwinięcie i zakończenie akcji. Dodatkowo odświeżona wersja gry została rozszerzona o dodatkowe historie związane z następnymi grami Sudy51. Jest więc prolog do kontynuacji The Silver Case, tj. The 25th Ward, który oryginalnie wyszedł na komórki w Japonii, a u nas dostał odświeżoną wersję rok po tejże grze. Stworzono również krótki rozdział nawiązujący do Flower, Sun and Rain.

The Silver Case - droga do Harakiri Batting Centre

To co mogę wam natomiast zdradzić to poziom aktualności gry. Pierwotna wersja ukazała się na rynku w 1999 roku, a porusza teraźniejszą problematykę. Można się zastanawiać czy ekipa z Grasshopper Manufacture przewidziała przyszłość, czy trafnie obserwowała niepokojące nawyki społeczeństwa i je udokumentowała oraz równocześnie skomentowała. Wszakże Tokio Morishimę można uznać za człowieka alienującego się od reszty mieszkańców poprzez zamykanie się w swoim mieszkaniu – większość czasu gry tą postacią spędzamy na krzątaniu się po malutkim mieszkaniu, w którym możemy wejść w interakcję z oknem, telefonem, żółwiem w terrarium umieszczonym na lodówce oraz komputerem, który znajduje się na gustownym biurku pod postacią stołu bilardowego zasypanego gazetami oraz opakowaniami zupek chińskich. Innym razem pracujemy nad sprawą, która porusza takie tematy jak gromadzenie się ludzi na forach obrazkowych, ich poczucie wyższości nad innymi czy tworzenie własnego slangu, nowomowy, która jest zrozumiała jedynie dla innych uczestników tych na wpół zamkniętych społeczności. Takich tematów w grze jest o wiele więcej, niemniej już za bardzo uchyliłem wam tego rąbka tajemnicy.

The Silver Case - Nietoperz hakuje pokój na czacie

Rozgrywkowo to jest… lektura. Przeplatana dużą ilością grafik, segmentami chodzonymi, ale główne skrzypce gra tutaj tekst. W początkowych etapach gry mamy kilka zagadek kryptograficznych, niemniej w odświeżonej edycji gry są one całkowicie pomijalne. Jest to jednak słabo oznaczone i osobiście przypadkowo pominąłem pierwsze dwie łamigłówki, gdyż ten fragment interfejsu był dla mnie niezrozumiały. Te wstawki jednak są dość średnie i na szczęście później gra całkowicie odchodzi od korzystania z nich. Wspomniane wcześniej elementy przygodowe przypominają już lekko zapomniany gatunek podziemiówek, z lekkim twistem, gdyż możemy rozglądać się w trzech wymiarach, tj. ruszać głową w pionie, co jest dość istotną mechaniką. Niejednokrotnie zapominałem o tej funkcji, o czym przypominali mi podirytowani kompani w grze, przełamując czwartą ścianę. Byłem wręcz zszokowany, gdy nie wiedząc co zrobić, postać wkurwiła się i powiedziała mi, bym nadusił klawisz PgUp na klawiaturze. Wspaniałe. Na tym właściwie skupia się cała rozgrywka. Jest jeszcze jeden smaczek, którym zaskakuje nas jeden z detektywów, niemniej nie mogę go zdradzić – zepsuje to wam rozgrywkę, jeżeli kiedykolwiek sięgniecie po ten tytuł. Mnie natomiast totalnie wykopał z kapci i długo po nim zbierałem jeszcze szczękę z podłogi.

The Silver Case - Office 24

Przejdźmy więc do warstwy audiowizualnej, a tutaj dzieje się wiele. Już wcześniej napomknąłem jakoby etapy eksploracji w środowiskach trójwymiarowych były jedynie jednym z mediów za pomocą których powiadana jest historia. Otóż tych sposobów narracji jest całe multum, począwszy od obowiązkowego tekstu okraszonego ilustracjami, poprzez animacje, wstawki z aktorami, kończąc na stronach internetowych oraz trójwymiarowych wizualizacjach. Autorzy poszli w pełen eklektyzm, serwując nam wybuchową mieszankę starych oraz nowych technologii, co zupełnie przypomina dzisiejsze czasy, gdzie analogowe media powracają stopniowo do łask. Działa to pod autorskim systemem FILM WINDOW, który jest interfejsem graficznym wyświetlającym wszystkie teksty, grafiki oraz inne multimedia na ruchomych tłach-wizualizacjach. Niestety część z mediów nie udało się odrestaurować w równym stopniu co do reszty. Zgodnie z informacjami udzielonymi przez twórców, kod źródłowy gry zaginął, przez co autorzy odświeżonej wersji musieli ją napisać od podstaw. Najbardziej ucierpiały na tym amatorsko nagrane materiały wideo, które odstają jakością od reszty. Ścieżka dźwiękowa została skomponowana przez Masafumiego Takedę, którego gracze dzisiaj kojarzą najbardziej z pracy przy Danganronpie, i przypomina zupełnie dzieła Joe Hisaishiego, w szczególności te wyprodukowane na potrzeby filmów Beat Takeshiego. Część utworów można bez problemu zestawić przykładowo z muzyką z Sonatine i niewprawione ucho nie zauważy, że coś się nie zgadza. W wersji odświeżonej muzyka została zremiksowana między innymi przez Akirę Yamaokiego, a sama gra daje nam wybór między oryginalną, a nową ścieżką, co jest dużym plusem dla purystów. Pod względem dźwiękowym nie ma się do czego doczepić, a jest wręcz czym się zachwycać. Osobiście zostałem wielkim fanem, a utwory z gry słucham również poza nią.

The Silver Case - narzekania na temat stanu programów radiowych

Tutaj zobowiązany jestem wystawić notę przeciwstawną z Flower, Sun and Rain. Na początku dość sceptycznie podchodziłem do rozgrywki w The Silver Case, niemniej moje wątpliwości zostały szybko rozwiane i wsiąknąłem w tę zagmatwaną i specyficzną fabułę. Jeżeli nie boisz się trudnej tematyki i szukasz czegoś starego, a równocześnie świeżego to jest zdecydowanie pozycja dla Ciebie. Nic tylko grać i czytać, czytać i grać. Polecam serdecznie.

- jakbu