5 Paź 2024

Na ratunek rodzince

Kuru Kuru Kururin

くるくるくるりん

Eighting, 8ing, Raizing… twórcy Kuru Kuru Kururin byli znani pod wieloma znakami handlowymi. Znani też ówcześnie byli z gier typu danmaku, bullet hell, czyli strzelanin charakteryzujących się duża ilością wrogów i/lub pocisków na ekranie oraz serii nieco zapomnianej już serii bijatyk Bloody Roar. W roku dwutysięcznym jednak porzucili całkowicie produkcję gier z latającymi statkami, poświęcając się głównie grom tworzonym na licencji. Niemniej, w tym samym roku ogłosili także współpracę z Nintendo, co zaowocowało serią gier o uroczym ptaszku… w latającym statku. Pewnych nawyków jednak nie da się wymazać ze swojego życiorysu.

Kururin 1

Kuru Kuru Kururin jest idealnym przykładym gry, której zasady łatwo przyswoić, aczkolwiek trudno zostać w niej specjalistą. Nasz protagonista Kururin dostaje od swojego mistrza misję uratowania własnej rodziny. Została ona porozrzucana pomiędzy wiele trzy-etapowych światów. Mały ptaszek zasiada więc za stery nietypowego helikoptera. Jego pojedyncze śmigło kręci się stosunkowo wolno, a my przemieszczać się będziemy po wąskich torach - wszystko w dwóch wymiarach z kamerą z góry. Pojazd nie jest też zbytnio wytrzymały, mamy do dyspozycji maksymalnie dwa zderzenia ze ścianą lub przeszkadzajką nim rozpadnie się na części przy trzecim spotkaniu, a my będziemy zmuszeni do rozpoczęcia przelotu od nowa. Oczywiście, nie mogła to by być jedyna kara: każde zderzenie to także dodatkowe sekundy pojawiające się na liczniku czasu. Na szczęście wraz ze wzrostem poziomu trudności na etapach pojawiają się również miejsca ze ślicznym czerwono-różowym serduszkiem, które służą nam jako warsztat przywracający natychmiastowo nasze punkty energii.

Kururin 2

Tory choć początkowo proste i wąskie z czasem potrafią stać się jeszcze ciaśniejsze, co wymaga od nas wyczucia w którym momencie skrzydło helikoptera ustawi się pod odpowiednim kątem pozwalającym nam na wejście w zakręt czy ominięcie przeszkody. W końcu wirnik, jak to wirnik, kręci się cały czas by utrzymać maszynę w powietrzu. Utrudnień jest tutaj wiele i ciągle gra dodaje nam kolejne wyzwania. Na trasach spotkamy takie dodatki jak zwężenia, ciasne szykany, trampoliny zmieniające kierunek obrotu wirnika, toczące się kule, wyrzutnie pocisków czy przesuwające się tłoki. Walka z zawadami jest dość nierówna, gdyż my do dyspozycji mamy tylko możliwość poruszania się na boki oraz dwustopniowego przyspieszenia (w zależności ile frontowych przycisków wciskamy na konsoli). Zajrzeć możemy także do mapy i przestudiować z jakimi wyzwaniami przyjdzie nam się zmierzyć. Tak więc po kilkunastu prostych etapach gra potrafi srogo dać w kość coraz bardziej zręcznościowymi planszami, jednakże każda śmierć naszego ptasiora daje nam cenne doświadczenie w poruszaniu się pojazdem. W grze nie zaimplementowano systemu punktów kontrolnych, więc każda porażka jest całkowitym restartem trasy. Potrafi to szczególnie irytować na końcowych etapach rozgrywki, które nie dość że są długie to i naćkane przeszkadzajkami. Niemniej zgodnie z wcześniej zaznaczoną formułą rozgrywki pierwsze fragmenty przelotów po krótkiej chwili powinniśmy pokonywać w zabójczym tempie, szlifując dalsze części tras. Stosunkowo szybki wzrost poziomu trudności daje też ogromną satysfakcję z każdego pokonanego etapu. Niejednokrotnie podskakiwałem na kanapie, gdy po kilkudziesięciu skuchach udało mi się w końcu dojechać do mety. Co prawda, zazwyczaj z najgorszym możliwym czasem według rankingu w grze, ale cóż, nie można mieć wszystkiego.

Kururin 3

Dotarłszy do tematu tabeli wyników warto wspomnieć o całej dodatkowej zawartości. Na każdej trasie mamy rekordy do pobicia, dostępne są na nich również znajdźki - nowe części do naszego pojazdu lub… naszą zagubioną rodzinę! Po znalezieniu jednego lub drugiego w garażu możemy sobie zamontować je na helikopter. Oczywiście nie wpływa to w żaden sposób na nasze osiągi, zupełnie jak tuning w programie Pimp My Ride. Zmienimy kolor maszyny, nadamy jej inny kształt czy „zamontujemy” na skrzydłach ptaki, które będą z nami teraz podróżować. Gdy z czymś się zderzymy lub zatrąbimy będą one wzlatywać, a następnie gonić nasz środek lokomocji. Wygląda to bardzo uroczo. Co ciekawe, jeżeli nie znajdziemy wszystkich członków rodziny gry nie ukończymy. Na szczęście Kururin zaznacza etapy na których pominęliśmy możliwe do zebrania przedmioty lub osoby wspominając, że wydaje mu się, iż czegoś zapomniał. Miły dodatek, w szczególności na przenośnej konsoli, gdzie nie zawsze pod ręką mamy papier by kreślić notatki. Autorzy przygotowali także pięćdziesiąt krótkich torów stricte do bicia rekordów, co można porównać do wyzwań z Trackmanii. Jeżeli czujemy się mocni możemy także spróbować przelecieć przez wszystkie trasy perfekcyjnie - bez żadnej stłuczki ze ścianą. Taki wyczyn odblokowuje dodatkowe, ukryte poziomy oraz jeszcze niższe czasy tras do pokonania. Osobiście nie podjąłem się tego wyzwania. Dostępny jest także tryb wieloosobowy, choć niestety nie było mi dane go zasmakować. Jeśli tylko go przetestujemy to obiecujemy przygotować addendum do recenzji.

Kururin 4

Ponad dwadzieścia lat od premiery gra się w ogóle nie zestarzała. Śliczna pikselowa grafika wciąż robi robotę, a ogromne zróżnicowanie estetyczne pomiędzy światami w grze nie daje uczucia znużenia. Frunąć będziemy przez takie typowe lokacje jak ocean, dżungla czy jaskinie, by później trafić do rzadziej spotykanych rejonów jak lodowa kraina, ciasteczkowy świat, zamek pełen duszków czy krainę maszyn i mechanizmów. Do tego przygrywać nam będzie miła dla ucha ścieżka dźwiękowa. Temat muzyczny wyboru planszy utrwala się w naszej świadomości na długi czas. Oczywiście tutaj też każdy kolejny trójpak poziomów ma własny motyw. Gorzej wypadają próbki dźwiękowe, ale te słyszymy jedynie na ekranie startowym gry, gdy aktorka głosowa wypowiada tytuł pozycji.

Kururin 5

Grę zdecydowanie polecam wszystkim fanom platformy Game Boy Advance i nie tylko! Jeżeli lubicie rozgrywkę, którą bezproblemowo można dawkować sobie 15-minutowymi sesjami to będzie idealna gra dla was. Czy to w komunikacji miejskiej, czy w domu pod kocykiem, w końcu zbliża się wielkimi krokami jesień. Nietypowość i względna popierdółkowatość tej gry to moim zdaniem jej mocna strona. Choć gra pierwotnie ukazała się jedynie w Japonii oraz Europie w dniu premiery konsoli, dostępna jest także od ponad roku w serwisie Nintendo Switch Online. To jeden z tych niewielu przypadków, gdzie Amerykanów ominął naprawdę solidny kawałek kodu, dający tonę zabawy oraz satysfakcji. Zakładam jednak, że i tak natknęli się na tę pozycję - przynajmniej Ci, którzy nie byli na bakier z piractwem oraz emulacją, wszakże wczesna data premiery gry dawała jej bardzo niski numer ROM-u na liście ADVANsCEne - 0004. Śmiało wgryzajcie się w temat.

- jakbu