8 Paź 2023

Młody, robota jest

The Sopranos: Road to Respect

Rodzina Soprano to mój ulubiony niekomediowy serial telewizyjny. Tak bardzo go lubię, aż widziałem go jakieś 1,8 razy. Przy pierwszym oglądaniu na chwilę go odłożyłem i nie pamiętałem, gdzie skończyłem. Sześćdziesiąt pięć godzin później dotarłem do momentu, gdzie zaczęły pojawiać się nowe dla mnie historie. Tak, obejrzałem pięć z sześciu sezonów dwa razy. I w sumie, pisząc tę recenzję, zacząłem powtórnie oglądać całość, wprawdzie tym razem z oryginalną ścieżką dźwiękową, a nie z polskim lektorem z HBO, ponieważ Tony Soprano i jego ferajna zasługują na to. Pisząc tę recenzję także zastanawiałem się wielokrotnie jak się za nią zabrać. Spędziłem kilkanaście podprysznicowych spotkań z samym sobą, gdzie w głowie redagowałem ten tekst, uwzględniając uwagi niezastąpionego Oskiera. Przeszedłem kolejne iks gier. Zacząłem wyprzedawać swoją kolekcję płyt audio. Zastanawiać się co jeszcze zbierać, a czego się pozbyć, w tym gier. Nawet posortowałem ponownie wszystkie magazyny w mieszkaniu. Zrezygnowałem totalnie z platformy Twitch. Z memorki nie zrezygnowałem. Jeszcze? Łącznie zajęło mi to cztery miesiące. Ale w końcu jest.

The Sopranos: Road to Respect to dla mnie gra, która pojawiła się totalnie od czapy. Jej premiera przypada na okres między dwiema połowami finalnego sezonu, natomiast akcja toczy się między piątym, a szóstym sezonem – wtedy, gdy akurat była dwuletnia przerwa w transmisji. Skąd o tym wiemy? Właściwie to głównie z wieku syna Tonego Soprano, czyli A.J.’a. Sama historia w grze nie ma za bardzo związku z serialem. Co prawda jest ona umieszczona w świecie, których miejscówki oraz postaci znamy, jednakże protagonista tejże pozycji jest stworzony wyłącznie na potrzeby gry i nie pojawia się w telewizyjnej produkcji. Wcielamy się w niejakiego Joey’a LaRoccę, nieślubnego syna wyeliminowanego już Pussy’ego Bonpensiero. Dostaje on pierwszą robotę od samego bossa, podczas której przypadkowo zabija bratanka Angelo Buscetty, szefa filadelfijskiej mafii, co tworzy szereg problemów. Jednakże, nasz bohater jest nie w ciemię bity i potrafi poradzić sobie w niejednej ciężkiej sytuacji. I tak z jednej misji, do drugiej, przez ciąg całej gry staramy się rozwiązać problem z konkurencyjną rodziną, by na końcu oficjalnie dołączyć do mafii z New Jersey.

Naszą centralą w grze jest Bada Bing, dobrze znany z serialu klub ze striptizem. Co prawda, ni w ząb nie zgadzał mi się jego układ z tym, co rzeczywiście widzieliśmy w serialu, ale mogę to zrzucić na moją niepamięć. Choć wydaje mi się, że był znacznie mniejszy, a samo biuro szefa było ulokowane w zupełnie innym miejscu. Tutaj, poza rozpoczęciem następnej misji, pogadamy z różnymi postaciami, zagramy w pokera czy złożymy wysokodolarowy trybut dla naszego przełożonego. Same zadania nie należą do zbytnio skomplikowanych. Zazwyczaj naszym zadaniem jest naprawianie błędów innych ziomków z ekipy, głównie syna Tonego, ale nie tylko. A.J. tutaj dość bardzo rozrabia, przykładowo urządzając grubą bibkę we współpracy z Jamajczykami, nie informując o tym oczywiście swojego ojca. Kończy się to kilkoma trupami oraz zawiniętą furą. Furą, zarejestrowaną na tatusia. Inni też rozrabiają, na przykład my, przez co potem musimy ratować swoją pannę z płonącego studia porno. Czy naprawiać swoje błędy w szpitalu, gdzie polować będziemy na odratowanego z wyżej wymienionego wytwórni mafiozę.

Sama rozgrywka nie należy do skomplikowanych, jest wręcz prosta jak budowa cepa - idź tu, sklep tego, ogarnij przedmiot, wróć. Joey jest dość wysublimowanym protagonistą, jeżeli mowa o jego umiejętnościach bitewnych, poza podstawowymi ciosami z pięści czy kopniaka ma również wachlarz specjalnych ruchów, jak chwyty za klejnoty czy duszenie. Oczywiście, jak to bywa w pozycjach z tego gatunku, nie wszystko jest nam znajome od razu, więc nasza postać z biegiem spuszczania cięgów przeciwnikom uczy się kolejnych zagrywek. Broni również jest wiele, łącznie z takimi wspaniałymi wynalazkami jak kule dla niepełnosprawnych, butelki pełne whiskey, ananasy czy urna z prochami zmarłej babci. Co nam wpadnie w dłoń, to można rozbić na czyjejś głowie. Jest brutalnie niczym w pierwszych częściach serii Yakuza, nierzadko krzywiłem się na widok krzywd wyrządzanym dziesiątkom karków. Może to dzięki temu rozbudowanemu systemowi klepania mord gra nie nudzi? Warto wspomnieć też o zaimplementowanym w grze nietypowym systemie prowadzenia konwersacji. Nie wybieramy naszych linii dialogowych, lecz mamy do dyspozycji trzy charaktery naszych odzywek: neutralny, opryskliwy oraz dupoliżący. Co prawda nie wpływają one na zróżnicowanie w misjach, lecz pozwalają po prostu na lepszą immersję, gdyż wkurwiającym nas postaciom możemy dla własnej satysfakcji pocisnąć, a ludziom, których darzymy szacunkiem, możemy się podlizać.

Pisarze odwalili kawał znakomitej roboty, gdyż pomimo swojej prostoty pod względem rozgrywki, grę polali tak wyśmienitym sosem pod postacią sensownej i świetnie napisanej fabuły, z doskonałymi dialogami jako przystawką. Wielokrotnie uśmiałem się podchodząc do ludzi czy to w klubie, czy przed nim, by przysłuchać się o czym rozmawiają poboczne postacie. Nawet one mają zachowany ciąg historii pomiędzy naszymi zadaniami, jak chociażby klientela Bada Bing, która również ma przedstawione swoje motywacje. Gdyby tylko ludzie z Rockstar Studios tworząc The Warriors mieli taki skład scenopisarzy… Dodam, iż muzycznie też jest miodnie. W kasynie przygrywać będą nam nuty frankosinatrowskie, w klubie jednak doświadczymy hip-hopu, jak Lady Sovereign, czy metalu jak Slipknot.

W pozycji tej występuje również mocny recykling dobrze zaprojektowanych miejscówek, aczkolwiek z architektonicznego punktu widzenia totalnie nielogicznych. Wielkie rejony jak doki, szpital czy studio filmowe jak najbardziej oddają rzeczywistość, są pełne zakamarków, lecz pozostałe lokacje przypominają polskie klitkowe budownictwo dzisiejszych czasów, gdzie patodeweloperzy starają upchać się jak najwięcej na jak najmniejszym terenie. Przez to w grze możemy znaleźć samochodowy warsztat, który wydaje się nigdy nie kończyć, wręcz składa się z dziesiątek takich pomieszczeń czy kamienicę, której możemy zarzucić to samo.

Czy polecam? Jeżeli nie jesteś fanem serialu, zapewne ta gra nie będzie miała się czym wybronić, gdyż nie będziesz znać plejady postaci z serialu czy ogólnego sensu i klimatu tego uniwersum. Natomiast jeżeli z Rodziną Soprano jesteś za pan brat, to obok serialu Lilyhammer będzie to doskonałe przedłużenie obcowania z Tonym oraz ekipą. Bo Wszyscy święci z New Jersey nie do końca dowieźli…

- jakbu