30 Sie 2018
Kunio chuj na lodzieIke Ike! Nekketsu Hockey Bu: Subette Koronde Dairantō
いけいけ!熱血ホッケー部「すべってころんで大乱闘」
Kiedy byłem małym chłopcem (hej!), coś takiego jak bariera językowa nie istniało. Oglądanie niemieckiej VIVY czy angielskiego Cartoon Network, nie stanowiło najmniejszego wyzwania. Trochę się wyczytało z kontekstu, trochę się zmyśliło, a niektóre słowa nawet się znało i już było wiadomo, o co w tym wszystkim chodzi. Podobnie było z grami na słynnego Pegasusa. Lwia część kartridży zakupionych na bazarze od przedstawicieli mniejszości etnicznych nie oferowała nawet zrozumienia na poziomie wspólnego alfabetu, gdyż zawierała japońskie wersje gier. To dopiero było wyzwanie! Dzięki anielskiej cierpliwości jaką są w stanie wykazać się tylko dzieci kiedy bardzo im na czymś zależy, rozszyfrowaliśmy z bratem większość gier na takim poziomie, jaki umożliwiał ich ukończenie. Były rzecz jasna też takie tytuły, w których język nie stanowił najmniejszego problemu, chociaż jego znajomość mogłaby trochę pomóc. Do tej kategorii zalicza się większość gier, których bohaterem jest Kunio. Przyjrzymy się dziś jego zmaganiom na lodowisku.
Tak jak wspomniałem wcześniej, można ten szpil ukończyć bez zacinki, ale motywacja bohaterów pozostaje zagadką. Gdy dzięki mocy Internetu zapoznałem się z fabułą tej całkiem solidnej gry, w moim podejściu do niej nie zmieniło się jednak nic, tak bardzo była ona nieistotna. W przeciwieństwie do np. piłkarskiej odsłony serii, zrozumienie tekstu pojawiającego się na ekranie nie było w sumie przydatne na żadnej płaszczyźnie. Otóż całość przedstawionej historii sprowadza się do tego, że jakiś pajac namawia Kunia do gry w hokeja. Ten sportowy świr angażuje z miejsca swoich ziomów i tworzą drużynę marzeń. Pną się razem po kolejnych szczeblach licealnych rozgrywek, gromiąc przeciwników, przy czym nie stronią od przemocy. Inne drużyny biorące udział w tej zabawie też są dość niestandardowe. Pośród nich znajduje się między innymi sekcja kendo czy szkolna drużyna baseballa.
Z każdym kolejnym wygranym meczem zdobywamy nowe stroje dla naszych zawodników, bo jak wiadomo ekwipunek jest w sporcie niezwykle istotny i znacząco wpływa na statystyki hokeistów. Startujemy w najbardziej podstawowym wyposażeniu jakie oferował składzik za salą od W-Fu, by w późniejszych etapach rozgrywki mieć do dyspozycji kije golfowe, czy też możliwość wysokiego wyskoku przed oddaniem specjalnego strzału. Jeżeli zaś o „specjale” chodzi, to przy ich wykonywaniu nie ma mowy o szczególnej finezji. Wystarczy przytrzymać przycisk odpowiedzialny za strzał tak długo, aż z paska zdrowia naszego grajka zacznie znikać życie, po czym ów guzik puścić. Voila! Dopóki zawodnik będzie mieć jeszcze odpowiednią ilość HP, dopóty bramkarz będzie raczej bezsilny wobec naszego ataku. Można także pokusić się o sieknięcie bomby z wyskoku po wcześniejszym podbiciu krążka lub w odpowiednim momencie uderzyć, gdy nadlatuje on z naprzeciwka. Takie sztuczki udają się jednak znacznie rzadziej. Żeby nie było za łatwo, przeciwnicy będą nas kosić kijem po kostkach, odbierając w ten sposób zarówno krążek, jak i punkty życia. Gdy jakaś postać zbierze odpowiednie lanie wpada w furię, włosy stają jej dęba, a na twarzy wypisane ma szaleństwo. W tym stanie nie bawi się już w „lekkie” uderzenia kijem czy kuksańce, w ruch idą pięści, co przynosi dużo szybsze efekty. Trzeba jednak uważać, by nie wypłacić komuś gonga zbyt blisko bramki, bo w takim przypadku do tej pory ślepy jak kret sędzia zdejmie nam zawodnika z boiska.
Niestety całość jest mimo wszystko dość monotonna. Chociaż na samym początku wydaje się, że każda wygrana okupiona będzie ogromnym wysiłkiem, to jednak rzeczywistość wygląda trochę inaczej. Do pewnego momentu zwycięstwo nie było rzeczą prosta do osiągnięcia, ale po jakimś czasie znalazłem „sweet spot”, z którego oddając byle jaki strzał, mogłem być zawsze pewny, że zaowocuje on bramką. Z tego powodu gra stała się schematyczna, a wszelakie niuanse mające urozmaicać rozgrywkę, tak jak różne przeszkody na lodowiskach nie były w stanie tego zrekompensować. Nie jest to produkcja pozbawiona wad jednak polecam się z nią zapoznać, ponieważ przynajmniej na początkowych etapach, zanim się ją już rozpracuje, daje naprawdę sporo frajdy. A to chyba najważniejsze.