28 Cze 2018

Dobry glina

True Crime: Streets of LA

Po ogromnym sukcesie jaki odniosło Rockstar Games, wprowadzając serię Grand Theft Auto w trzeci wymiar, rozpoczęła się moda na strzelanki z widoku trzeciej osoby, osadzone w (częściowo) otwartym świecie. W przeciągu kilku lat doczekaliśmy się więc zalewu podobnych produkcji, pozwalających zakosztować wesołego życia gangstera. Niektórym developerom wyszło to całkiem zgrabnie, a innym ciutkę gorzej. Pozycji, jaką obejmowały kolejne części GTA, żadnemu innemu tytułowi nie udało się już zająć, a trzeba przyznać, że pretendentów było wielu. Takie aspiracje wydawało się mieć także True Crime: Streets of LA, pozwalające dla odmiany wcielić się w stróża prawa, który nie zawsze postępuje zgodnie z regulaminem.

Jako Nick Kang poprowadzisz szalone śledztwo, wyjęte żywcem z amerykańskich filmów sensacyjnych. Jeżeli lubisz oglądać Polsat to fabułę już mniej więcej znasz. Przy okazji rozpracowywania poważnej sprawy kryminalnej, główny bohater musi uporać się z przeszłością swojego ojca i wywrzeć zemstę na tych, którzy sobie nagrabili. Albo odwrotnie: sprawa jest tylko pretekstem do zemsty. Szczerze mówiąc, historia mnie nie kupiła, ponieważ nie potrafię znaleźć klucza do jej odczytania. Nawet, gdy na ekranie dzieją się najbardziej chore i niedorzeczne rzeczy, nie mam pewności, czy to jest świadome śmieszkowanie, czy oni z tym tak na poważnie. W kontekście fabuły warto jeszcze zaznaczyć, że przygotowano trzy różne zakończenia w zależności od tego czy jesteśmy dobrym czy złym gliną. Ludzie lubią przecież wybory moralne w grach, dlatego każda akcja jaką podejmujesz, wpływa na twoją karmę. Rozchodzi się nie tylko o eksterminację niczego nie świadomych przechodniów, ale także sposób rozwiązywania problemów zawodowych. Zabijając bandytów strzałem w głowę raczej nie zasłużysz sobie na order, więc możesz załatwić sprawę grzecznie i zneutralizować przeciwnika np. poprzez okulawienie.

Niestety bycie dokładnym nie jest szczególnie forsowaną taktyką. Nick sam nakieruje broń na najbliższego zbira bez specjalnej ingerencji gracza, wystarczy podejść odpowiednio blisko. Szybko zauważysz, że intensywne naciskanie spustu jest o wiele prostsze i szybsze niż próby celowania w specjalnym trybie precyzji. Sprawdza się on w mniej więcej trzech misjach oraz na strzelnicy, gdzie odblokować można nową broń lub umiejętność. Możliwość zawalczenia o takie ulepszenie zyskujemy zdobywając punkty nagrody w zamian za wykonywanie swojej pracy, po wbiciu stówki otrzymujemy jedną odznakę. Blacha służy zaś jako bilet wstępu na strzelnicę, dojo lub szkółkę jazdy. Te przybytki zostały rozsiane po całej mapie, więc z pewnością natkniesz się na jakiś w trakcie wykonywania kolejnych misji. Istnieje też drugi rodzaj placówek treningowych, do których dostęp uzyskujemy po zakończeniu pełnego rozdziału gry. Profit z ukończenia takiego szkolenia jest konkretny: broń, samochód lub nowy chwyt. Oczywiście gra jakoś szczególnie nie informuje nas o tym, jakie możliwości skrywa jej świat. Większości podstawowych rzeczy dowiesz się więc z podpowiedzi na ekranie ładowania. Można też zajrzeć do instrukcji, ale kto to robi w dzisiejszych czasach?

W drodze do obejrzenia napisów końcowych przyjdzie nam uczestniczyć w kilku zróżnicowanych rodzajach misji. Dokonajmy kilku prostych podziałów. Najpierw zadania, które wykonujemy prowadząc pojazd. W tej grupie znajduje się dotarcie do określonego celu, jazda na czas, śledzenie podejrzanych oraz gubienie pościgu. Wszystko chujowe jak jeden mąż. Z drugiej strony, jak można się domyślić, znajdują się misje wykonywane per pedes, a dokładniej sekcje skradankowe, bójki i strzelaniny w różnych wariacjach. Ja sam najlepiej wspominam dziurawienie wrogów ołowiem, chociaż należy szczerze przyznać, że ten element nie był wcale dopieszczony. Po prostu ssał trochę mniej niż „skradanie” i nie nudził tak jak ciągłe obijanie pysków.

Oprócz wykonywania głównych misji fabularnych, można poświęcić chwilę na przyjmowanie aktualnych zgłoszeń od dyspozytora. Poza tymi wezwaniami w mieście nie dzieję się zbyt wiele, żeby nie powiedzieć, że nie dzieje się nic. Pozostaje więc zwalczać zbrodnie z poziomu krawężnika. Gdy będziesz rozwiązywać przyziemne problemy mieszkańców Los Angeles, pamiętaj, że broń palna nie zawsze jest rozwiązaniem. Czasem pomimo mignięcia delikwentowi szmatą przed oczami i oddania strzału ostrzegawczego w niebo, ten nadal ma życzenie śmierci i rzuca się z pięściami na Nicka. Główny bohater ma jednak azjatyckie korzenie, więc logicznym jest fakt, że doskonale opanował kung-fu, karate i inne chińskie słowa. Na twoje nieszczęście sztuki walki są chyba ulubionym hobby każdej osoby, zamieszkującej świat True Crime. Sam system walki wręcz jest także dość chaotyczny mimo pozornej prostoty. W rezultacie sekcje wymuszające ręczne rozwiązanie problemu szybko stają się irytujące i nudne o czym już wspomniałem.

Ambitni twórcy True Crime chcieli złapać za ogon zbyt wiele srok, nie mając najwidoczniej odpowiednich umiejętności lub środków. Zamiast skupić się na jednym aspekcie rozgrywki i doprowadzić go do jak najwyższego poziomu, rozproszono uwagę pomiędzy zróżnicowane rozwiązania, gubiąc przy tym jakość. Tak jest w tej grze ze wszystkim, jakby twórcy nie mogli się zdecydować na jedną spójną wizję. Paradoksalnie, ta cecha poniekąd ratuje ten tytuł, ponieważ zanim porządnie znudzi lub wkurwi gracza, zmienia styl rozgrywki. W połączeniu z raczej krótkim czasem potrzebnym do zakończenia trybu fabularnego sprawia to, że True Crime zapamiętam raczej jako odprężającą gierkę, a nie badziew, choć nie byłoby to nieuzasadnione.

- Oskier