11 Wrz 2018

Deszcz. I Słońce; Kwiat

Flower, Sun, and Rain

花と太陽と雨と

Teoretycznie Sudy51 nie ma potrzeby przedstawiać, ale kulturka nakazuje. Goichi Suda, człowiek stojący za Grasshopper Manufacture i takimi grami jak Killer7, No More Heroes czy Lollipop Chainsaw. Wiecie, go to pięć po japońsku, a ichi to jeden. Pomysłowy z niego skurczybyk, co nie? Chłop jest dosyć ekscentryczny, więc produkcje wychodzące z jego studia są równie pokręcone. Pierwsze ich tytuły zazwyczaj nie opuszczały Japonii i tak było również z Flower, Sun, and Rain, które pierwotnie ukazało się w 2001 roku jedynie na PlayStation 2. Z pomocą przyszedł deweloper h.a.n.d., który dokonał konwersji na konsolki Nintendo DS, dzięki czemu gra ukazała się również poza krajem samurajów. Czy to dobrze? Tego dowiecie się z tej recenzji.

Wcielamy się w postać o imieniu Sumio Mondo, który jest kimś w rodzaju detektywa, mówi o sobie że jest poszukiwaczem. Dostaje on zlecenie na wyspie Lospass, jego zadaniem jest znaleźć i powstrzymać terrorystę przed wysadzeniem bomby w samolocie. Trafia on do tytułowego hotelu, by poznać swojego zleceniodawcę, kierownika przybytku o imieniu Edo Macalister. Zostaje przydzielony mu pokój, a z ranka ma udać się na lotnisko by wykonać swoją pracę. Każdy poranek wygląda więc następująco: telefon z pobudką i zaproszeniem na śniadanie od Edo, gleba przed łóżkiem, następnie kawka i opcjonalne sprawdzenie listy zagubionych przedmiotów na dany dzień. Niestety, każdego dnia zostaje zatrzymany przez kogoś po drodze, a jego charakter nie pozwala mu odmówić pomocy. Po zrobieniu dobrego uczynku widzimy jednak, że spartoliliśmy sprawę, gdy kamera przemieszcza się na niebo, na którym akurat wybucha samolot. No i restart, budzimy się i jazda. Tak, nasz bohater umieszczony jest w pętli czasowej i to nie jest żaden spojler. Z każdym dniem jednak udaje się nam przemieszczać coraz dalej, stopniowo schodzimy piętrami hotelu, by w końcu z niego wyjść i poznawać okolicę. Przy okazji, gra jest sztucznie wydłużana w ten sposób, gdyż wszystko znajduje się od siebie cholernie daleko. Przejście z pokoju w hotelu do znajdującego się nieopodal baru szybkiego obsługi to jakieś pięć minut trzymania guzika odpowiadającego za chodzenie.

Jak wygląda więc sama gra? Ot, chodzimy sobie po lokacji próbując się dostać na lotnisko, pomagając ludziom w rozwiązaniu ich problemów oraz szukając zagubionych przedmiotów, które są całkowicie opcjonalne. Wszystkie zagadki w grze sprowadzone są do postaci liczbowej, tj. nasz bohater porusza się cały czas z komputerem-walizką, zwanym Catherine, którym podłącza się do różnych obiektów i wpisuje rozwiązanie pod postacią kodu cyfrowego. Zazwyczaj rozwiązanie znajduje się w którymś z dialogów przeprowadzanych z ludźmi, bądź w przewodniku po wyspie, który dostajemy na początku gry od Edo. Sam przewodnik to prawie 50 stron tekstu opowiadającego o historii tego miejsca, wliczając w to wywiady z różnymi ludźmi, spis dostępnych stacji radiowych czy daty utylizacji śmieci. Dodatkowe zagadki zazwyczaj również korzystają z tej książeczki, jednak nie jest to reguła, bo nierzadko całe łamigłówki zamieszczone są liście zagubionych przedmiotów. Niestety, lista ta dostępna jest jedynie w naszym pokoju, nie możemy zabrać jej ze sobą, ograniczeni jesteśmy do zrobienia sobie notatek na ekranie dotykowym. Z pomocą przychodzi tutaj aparat w telefonie. Nie mam pojęcia, dlaczego zdecydowano się na takie rozwiązanie. Dodatkowo, zagubione przedmioty są… niewidzialne. Ot, gdy znajdujemy się przy takowym dolny ekran DSa zaczyna nam odpowiednio sygnalizować jego obecność. Z czasem jednak dostajemy możliwość skanowania otoczenia i zostaje to sporo ułatwione – za każde 5000 kroków zrobionych w grze odblokowujemy nowego perka związanego z tą funkcjonalnością. Jeśli chodzi o poziom zagadek i ich wykonanie to jest bardzo nierówno. Zagadki na początku gry potrafią zatrzymać nasz postęp na kilkadziesiąt minut, podczas gdy sam finał rozgrywki to denna zabawa w podstawową arytmetykę. Zagadki nierzadko również są źle przetłumaczone, nieprzystosowane do warunków europejskich, bądź zapisane w mylący sposób. Bez solucji nie ma co się ruszać, gdyż możemy już utknąć w samym prologu, gdzie gra prosi nas o podanie wieku dojrzałości. Otóż odpowiedzi 18, bądź 21 będą błędne, gdyż w Japonii jest to 20 lat. Owszem, możemy spróbować te 89 kombinacji, ale gra nas skutecznie zniechęca od brute-force’owania zagadek, gdyż główny bohater przed podłączeniem komputerka musi wypowiedzieć całą mantrę pierdół. Tak spierdolić trzon na którym opiera się rozgrywka, to trzeba potrafić. Jedyne co gracza trzyma przy tej grze to w miarę wciągająca historia, jednakże jej finał jest bardzo… niezadowalający. Przynajmniej dla mnie, gdyż nie miałem okazji zagrać w The Silver Case, inną grę Sudy, która jest powiązana z tym tytułem. Chciałbym jednak zaznaczyć, że Flower, Sun, and Rain ukazało się poza Japonią w latach 2008-2009, natomiast The Silver Case pierwszą premierę poza granicami Kraju Kwitnącej Wiśni miało dopiero w 2016. Dodatkowych wyjaśnień od tłumaczy czy producentów w grze nie ma. Brawo, kurwa, brawo.

Graficznie jest biednie. Niby grafika 3D, niby coś w rodzaju cel-shadingu, jaki mieliśmy okazję zobaczyć w No More Heroes, jednak w niskiej rozdzielczości na DSie nie wygląda to najlepiej. Do tego dochodzą mocno rozpikselowane tekstury. Portrety postaci czy grafiki w menu zapisu gry to jedyne elementy graficzne trzymające poziom. Na konsoli Nintendo znajdziemy wiele wyglądających lepiej gier. Muzyka trzyma poziom, w dużej mierze opiera się ona na znanych kompozycjach Jana Sebastiana Bacha, Claude’a Debussy’ego czy George’a Gershwina. W grze nie ma dubbingu, wszystkie postacie mamroczą sobie niezrozumiale coś pod nosem. Bardzo dziwny zabieg ze strony deweloperów.

Podsumowując – w tę grę nie warto zagrać. Niby fabuła jest dosyć interesująca, lecz męczarnie przez jakie musimy przedostać się by ją poznać zdecydowanie zniechęcają gracza do ukończenia jej. Ot, jeśli ciekawi Ciebie jak prezentuje się ta gra, po prostu zobacz sobie dowolny filmik na Internecie. Tak samo zrób z historią, przeczytaj jej streszczenie na Wikipedii. Serio, nie warto w to grać.

- jakbu